A może jednak właściciel? Chodząc na spacery z moim podhalanem, który idealny nie jest, czasem dochodzę do wniosku, że niektórzy właściciele psów są strasznie nieodpowiedzialni. Nie chcę rozwijać tematu "podbiegaczy", jednak kolejnym zjawiskiem wśród takich osób jest czasowa głuchota i ślepota.
Oto przykład. Idę wąską uliczką, oprócz Cesara są tutaj jeszcze 2 psy. Babcia idzie z Pimpkiem ( tak autentycznie ma na imię) i co robi? Puszcza Pimpusia ze smyczy ( na ulicy!), mimo, że jej pies często popada w konflikty z innymi. Nagle szanownej babci powrócił wzrok i słuch gdy jej pieseczek zaczął startować do Cesara. Całe moje szczęście ( babci i Pimpka też ), że Cesar na takie małe pchły nie zwraca uwagi. Babcia pouczyła pieska : "Pimpek nie wolno tak!" i poszła dalej. Ona jednak skutecznie, bądź nie, zwróciła uwagę furzakowi za jego zachowanie.
Jeszcze gorszym typem "właścicieli" są ignoranci. Poszłam z Cesarem i rodzinką na łąki, pies był na 10 metrowym flexie. I ni stąd ni zowąd wypada kundel średniej wielkości. Nauczona poprzednimi doświadczeniami obróciłam Cesara w stronę psa i sama zwróciłam się w tym kierunku. Zazwyczaj pies nie ma odwagi podbiec prosto w twarz i pysk, dlatego zmienia kierunek. No właśnie, zazwyczaj. Ten rzucił się z zębami prosto na mojego psa. W takich sytuacjach mimo mojej wielkiej miłości do psów, stawiam bezpieczeństwo i zdrowie mojego psa ponad to, dlatego nie powstrzymuję siebie od użycia siły fizycznej.
Nawiązując do tytułu posta, nie atakuje ze swojej winy. Winny jest prawie zawsze właściciel, bo to on nie nauczył psa reagować inaczej, bądź sam wywołał agresywne zachowanie. Dla mnie sprawą oczywistą jest to, że że moim obowiązkiem jest zapewnić bezpieczeństwo otoczeniu.
Sporo właścicieli nie postrzega tego w taki właśnie sposób. A szkoda...